Przejdź do głównej treści

Muzeum Narodowe w Poznaniu

Close
A A A
Aktualności

Wakacyjne związki

Jak to się stało i kto za tym stoi, że sztukę podzielono na wysoką – malarstwo i rzeźba i użytkową? Nie będziemy o tym rozmyślać w wakacyjne, letnie dni, bo dla nas taki podział sztuki jest SZTUCZNY. Pokażemy po prostu, jak ciekawe związki powstają ze spotkania obrazów z Galerii Malarstwa i Rzeźby Muzeum Narodowego w Poznaniu z przedmiotami eksponowanymi w Muzeum Sztuk Użytkowych – oddziale MNP. Dzięki temu znane obiekty pozwalają się sobą na nowo zauroczyć. Wybór jest subiektywny i nieobiektywny, ale może zainspiruje do odwiedzin obu miejsc i odnalezienia innych, ciekawych połączeń.

Kolejna odsłona cyklu, pod hasłem: Ogniem i mieczem w Szwedzki Potop

Józef Brandt, Pojmanie na arkan, 1881, MNP

Józef Brandt znany jest jako malarz anegdotycznych epizodów z historii polskich wojen XVII wieku, a jego artystyczne wizje często kojarzono z literackimi opisami Trylogii Henryka Sienkiewicza. Obu zaprzyjaźnionych artystów łączył podobny stosunek do przeszłości, obaj tworzyli „ku pokrzepieniu serc” mocno idealizując tradycję rycerską. „Pojmanie na arkan” z poznańskiej kolekcji jest jednym z najwybitniejszych przykładów malarstwa Brandta. Pełna napięcia, brutalna scena, ukazana została z typową dla artysty werwą, brawurowo oddaje ruch. Na płótnie nie mogło zabraknąć ukochanych koni, które artysta umieszczał niemal na każdym obrazie, ale które także hodował w swoim majątku ziemskim w Orońsku. W dziele widać też śmiałe efekty światłocieniowe, które tworzą tu malarską syntezę bezkresnego stepu, dla wielu Polaków doby porozbiorowej, będącego symbolem wolnej ziemi ojczystej.

Pierwsze sceny z Ogniem i mieczem (pojmanie Chmielnickiego), pisane przez Sienkiewicza rok po powstaniu obrazu, przypominają malarską wizję Brandta. Porywającą sugestywność sceny przedstawionej na obrazie tak opisał Sienkiewicz:

Rzecz dzieje się na stepie ukraińskim: dwóch lisowczyków napadło Tatara (…). Śmiały i gwałtowny ruch jest cechą charakterystyczną tego obrazu: wszystko tu w skurczach i podskokach, znać nagłość napadu i bezskuteczność wysileń napadniętego. (…) Jest w tym jakaś ponura zgroza i okropność, którą podnosi pora dnia i krajobraz. (…) Obraz ten robi wrażenie, podobne cokolwiek do przerażenia. Jest jakiś tragiczny realizm w tym brutalnym napadzie.

Józef Brandt, Jeździec, 1907, MNP

Józef Brandt w latach 70. XIX w. był nieformalnym przywódcą polskiej kolonii artystów w Monachium. W swojej pracowni uczył malarstwa, głównie młodych adeptów sztuki z Polski. Brandt był także kolekcjonerem, a zgromadzone przez niego obiekty stanowiły wystrój i ozdobę jego pracowni. Wiadomo, że w wejściu do głównego atelier znajdował się namiot turecki, na którym zawieszone były panoplia, złożone ze wschodniej broni palnej i innych elementów rynsztunku. Pod nimi, w rogu stały m.in. dwie kanapy przykryte makatami i orientalny stolik. Resztę wyposażenia stanowiły dawne i stylizowane meble, ozdobne naczynia, makaty i dywany oraz zbroje. W drugim atelier znajdowały się uprzęże i fragmenty wozów rozmieszczone na podłodze i stojakach, na stole leżały ludowe instrumenty muzyczne. Stała również skrzynia z cennymi nagłówkami końskimi i dwie szafy z książkami historycznymi. Wnętrze pokoju okrywały makaty i wschodnie dywany, na których wisiały okrągłe tarcze i inne elementy orientalnego uzbrojenia. Jeszcze inne pomieszczenie służyło do przechowywania kostiumów i rekwizytów. Była też „zbrojownia”, której ściany pokrywał namiot turecki. Stały stojaki z rzędami końskimi, liczną bronią palną i sieczną, buńczuk, bębny wojskowe i skrzydła husarskie, nad którymi wisiał obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Przy przeciwległej ścianie umieszczona została m.in. broń biała – również na specjalnych stojakach – elementy zbroi, moździerze i modele armat. Na środku, na stołach i etażerkach leżały drobniejsze elementy wyposażenia wojskowego.

Pracownia była inspiracją do kolejnych obrazów, pozwalała Brandtowi przenieść się w epokę XVII wiecznych walk, wprowadzała go w klimat czasów i miejsc, do których odnosił się w swojej twórczości.

Jego atelier pełniło także funkcję reprezentacyjną. W ostatnich dziesięcioleciach XIX w. rozpowszechnił się zwyczaj zwiedzania pracowni. W Monachium takim miejscem była pracownia Brandta. Przyjmował u siebie przyjaciół malarzy, miłośników sztuki, w tym księcia regenta Luitpolda Wittelsbacha i jego syna, przyszłego władcę Bawarii Ludwika III.

Zbiory Brandta zostały potraktowane jako fragment polskiej historii, stając się również pamiątkami narodowymi. Artysta przekazał swoją zbrojownię dla miasta Warszawy. Cenny transport dotarł do stolicy w czerwcu 1920 r. Dzisiaj w Muzeum Narodowym w Warszawie i Muzeum Wojska Polskiego znajduje się łącznie blisko 200 przedmiotów z daru rodziny Brandta.

W poznańskim Muzeum na przełomie 2018 i 2019 roku odbyła się wielka monograficzna wystawa: Józef Brandt 1841-1915, na której mogliśmy podziwiać ponad 100 najwybitniejszych dzieł artysty. W jednej z sal zaaranżowano monachijską pracownię Brandta z eksponatami pochodzącymi z kolekcji malarza.

Na zdjęciu: Stowarzyszenie Poznańska Grupa Fechtunku Salut oraz Wojciech Lorek z Wielkopolskiego Muzeum Wojskowego (oddział MNP) w pracowni mistrza.

Za atelier Brandta przejdźmy do zbrojowni w Muzeum Sztuk Użytkowych. Przypomina ona sień pałacu czy dworu. To właśnie w takiej reprezentacyjnej przestrzeni, przez którą przechodził każdy odwiedzający, prezentowano dawną broń. Po powitaniu gości, gospodarz mógł długo opowiadać o swoich wojennych przygodach, które mogły przypominać sceny z obrazów Brandta, ilustrując to bronią zdobytą w bitwach i potyczkach. W zbrojowniach dawnej Rzeczpospolitej dominowały właśnie przykłady oręża „zdobytego na Turkach”. Do takich należy wysokiej klasy tureckie siodło paradne zdobyte w bitwie pod Wiedniem. Otrzymał je, od samego Jana III Sobieskiego, uczestnik bitwy Krzysztof Leopold Schaffgotsch, ambasador cesarski na dworze polskim. Siodło to, wykonane z malowanej skóry, zdobione srebrnymi i złoconymi aplikacjami, wyszywane metalowymi nićmi było ozdobą zbrojowni, którą Krzysztof Leopold stworzył w swoim pałacu w Cieplicach.

Siodło z tybinkami, Turcja, 2. poł. XVII w. – przed 1683 r., MNP

Z tej samej zbrojowni pochodzi sajdak, czyli zestaw oporządzenia łucznika, na który składa się pokrowiec na łuk czyli łubie i kołczan, w którym przechowuje się strzały. To komplet iście luksusowy. Skórę okryto czerwonym aksamitem, do którego przyczepiono liczne mosiężne blaszki wycięte w ażury i zdobione w palmetki, rozety i kwiaty. Łuków używali wszyscy kresowi wojownicy – zarówno Tatarzy, Turcy jak i jazda polska. Wśród sienkiewiczowskich bohaterów mistrzem w posługiwaniu się tą bronią był kompan Michała Wołodyjowskiego, pan Motowidło łucznik niezrównany.

Sajdak – łubie i kołczan z pięcioma strzałami, Turcja, XVII w., przed 1683 r. MNP

Autorzy: Katarzyna Grabowska Galeria Malarstwa i Rzeźby MNP
i Michał Błaszczyński Muzeum Sztuk Użytkowych – oddział Muzeum Narodowego w Poznaniu