Edukacja Olgi Boznańskiej (1865-1940) rozpoczęła się od prywatnej nauki rysunku, następnie uczęszczała na Kursy dla Kobiet im Baranieckiego w Krakowie. Jako kobieta nie mogła być studentką na Akademii. Ważnym etapem jej edukacji był pobyt w Monachium i wizyty w europejskich muzeach, gdzie zachwyciła się Velázquezem, Monetem i Whistlerem. Jej celem był Paryż, i to tam zamieszkała i założyła pracownię po odniesieniu pierwszych sukcesów na wystawach w całej Europie. Malowała pejzaże, martwe natury, sceny we wnętrzu i nastrojowe portrety, z których zasłynęła.
Obraz ukazuje dwójkę dzieci, które przysiadły na schodach. Ubrane są w jednakowe, czerwone sukienki, jakie dzieci nosiły nadal w tym czasie, niezależnie od płci. Dziecko znajdujące się na niższym schodku na głowie ma duży słomkowy kapelusz. Mali modele siedzą dość sztywno, grzecznie spokojnie. Jest w tym spokoju coś dziwnego i nienaturalnego, jakby nie współgrającego z ich wiekiem.
Opis obrazu:
Scena wydaje się zwyczajna. Dwójka dzieci przysiadła na schodach. Wybór miejsca zdaje się sugerować pewną dziecięcą swobodę przedstawienia, podkreśloną przez ciepłą kolorystykę. Ubrane są w długie sukienki, które na przełomie XIX i XX wieku nadal zakładano małym dzieciom niezależnie od płci. Siedzą dość grzecznie, nieco sztywne, zmuszone do wielogodzinnego pozowania. Po drugim spojrzeniu na obraz, coś w tej scenie zaczyna niepokoić.
Trudno określić wyraz twarzy dzieci, w których równocześnie odczytać można skupienie, napięcie, zamyślenie czy nawet zagubienie, a równocześnie jakby bezmyślną nieobecność spojrzenia podyktowaną znużeniem. Dziwi pewna sztywność sylwetek, powaga nienaturalna dla tego wieku, a także smutek, nieuchwytny do końca, a jednak obecny. Jakby dzieci miały w sobie już dorosły rys. Dziecięce policzki pokrywają rumieńce. Czy wypłynęły na blade twarze ze wstydu, strachu, a może artystka uchwyciła moment kiedy zgrzane po zabawie dzieci znowu usadzono na miejscach, aby wytrwały kolejne godziny pozowania?
Więcej od skamieniałych sylwetek i nieodgadnionych wyrazów twarzy mówią gesty rąk, szczególnie mniejszego dziecka. Starsze, siedzące na pierwszym planie układa je grzecznie na podołku, co z pewnością podpatrzone było u dorosłych, ponieważ tak złożone ręce ukrywają uczucia. Mniejsze dziecko zaciska piąstki na kolanach, jakby się przed czymś powstrzymywało z trudem, wydaje się dużo mniej opanowane od starszego towarzysza. Trudno także określić płeć dzieci, ze względu na brak jednoznacznych atrybutów czy strojów, choć zgadywać można, że mniejsze dziecko to chłopiec, a przystrojona kapeluszem jest przyszła młoda dama.
Ów wspomniany niepokój płynący z obserwacji obrazu wynika z wymienionych sprzeczności, ale także z wrażenia odseparowania postaci na obrazie. Nie wchodzą one w relację z widzem, mijają go wzrokiem. Matowa powierzchnia obrazu, którą Boznańska świadomie uzyskiwała poprzez malowanie suchym pędzlem na niezagruntowanej tekturze, tworzy jakby rodzaj bariery, niewidzialnej szyby weneckiej, która pozwala spoglądać na dzieci, ale nie dopuszcza do nawiązania z nimi kontaktu. Pozostają one w swoim własnym świecie, obojętne, zastygłe, nie schodząc w dół schodów, nie wchodząc też do góry.
Tekst: Sylwia Korczak
Literatura:
Galeria Rogalińska Edwarda Raczyńskiego, oprac. M.Gołąb, A.Ławniczakowa, M.P.Michałowski, [katalog wystawy w Muzeum Narodowym w Poznaniu, listopad 1997-marzec 1998], Poznań 1997, poz. kat.36.