Postępująca od połowy XIX wieku desakralizacja i deheroizacja tematyki związanej ze śmiercią, pogrzebem i cmentarzem wynikała z pogarszającej się sytuacji społeczno-gospodarczej Europy. „Życie stało się dla ludzi należących do niższych warstw społecznych [..] tak nieznośnie dokuczliwe, że już sama śmierć wydawać im się mogła Arkadią wiecznego spokoju, choć już może nie wiecznego życia. Mówiła o tym dobitnie angielska, francuska i rosyjska powieść realistyczna.”* Znajdowało to również wyraz w wielu pracach artystów, którzy nieraz sami przymierali głodem i borykali się z prozą życia. Do tego często dochodziła niemoc twórcza. Owocowało to dziełami autotematycznymi, które ogniskowały się wokół związanych z tym, nierzadko dotkliwych i ostatecznych problemów. W tym nurcie mieści się prezentowana dzisiaj praca Piotra Stachiewicza (1858-1938), która stawia nas w roli niemal naocznego świadka śmierci artysty. Wyobrażonej już jednak nowymi środkami, których źródeł można się doszukiwać w symbolicznej poezji końca wieku.
Obraz ten, będący ostatnią pracą z pięcioobrazowego cyklu „Widma pracowni”, należy do drugiej wersji tego cyklu malowanego po raz pierwszy przez Stachiewicza w latach 1883-1885.
Opis obrazu:
Jego znaczenie w następujący sposób opisał w 1903r. anonimowy autor: „w pięciu obrazach, malowanych en grisaille, artysta przedstawił szereg epizodów z wiekuistego szamotania się twórczych duchów, dążących do wyżyn sztuki. Cykl ten, widoczny owoc przeżytych cierpień i goryczy, to posępne a głębokie spojrzenie na znikomość sławy artystycznej. Widzimy tu różne „Upiory” [..], zjawiające się w przybytku pracy, i łamania się z opornością materii. Na pierwszym obrazie stoi wymarzona przez artystów sława, trzymając wieniec laurowy w dłoni [..]. Na drugim sucha, koścista postać męska w błazeńskich sukniach [..], ściera zawzięcie farby z palety, tuż obok i w głębi pracowni, widać puste sztalugi oraz kopię grupy Laookona, wiekuistego symbolu pasowania się ducha ludzkiego z więzami niemocy i zniszczenia. Ta postać to ironia i szyderstwo, gaszące barwę twórczości [..]. Na trzecim obrazie wielka postać melancholii, grającej na lirze, z ogromnemi skrzydłami, chwiejącymi się wśród ścian pracowni: to smętek, obezwładniający siłę twórczą i żrący duszę artysty powolnym bólem krzywd i zawodów. Następnym upiorem jest złość i zawiść [..]. Po tem poszarpaniu sławy przychodzi widmo ostatnie, cicha śmierć pocieszycielka, owita w welon kiru, zaściełająca białym całunem puste łoże, po tym, „który był a nie jest”. Artystycznie najpiękniejszym jest obraz ostatni, przenikniony głęboką iście melancholią, znakomitą w układzie kompozycji i nastroju”. ** Inny recenzent w tym samym czasie pisał: „[..] Ostatni obraz osnuty tchnieniem bezbrzeżnej melancholii, przedstawia nam śmierć-pocieszycielkę, zaściełającą białym całunem puste łoże tego, który nieznanym wyrokiem losu usunął się na zawsze z pola walki, zawodów i cierpień.” ***
Recenzje te znane były niewątpliwie Edwardowi Aleksandrowi Raczyńskiemu, którego ze Stachiewiczem łączyła wspólna praca w Zarządzie krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych. Wybór najlepszej z nich po raz kolejny potwierdza trafność wyborów twórcy Galerii Rogalińskiej.
Tekst: Ewa Leszczyńska
Literatura:
* Galeria Rogalińska Edwarda Raczyńskiego, oprac. M.Gołąb, A.Ławniczakowa, M.P.Michałowski, [katalog wystawy w Muzeum Narodowym w Poznaniu, listopad 1997-marzec 1998], Poznań 1997, poz. kat.387
** M.Poprzęcka, Polskie malarstwo salonowe, Warszawa 1991, s. 16-17.
*** J.Białostocki, Od heroicznych grobowców do pogrzebu chłopa, w: Ikonografia romantyczna. Warszawa 1977.