Moczary oraz prezentowane w dużej sali Zagony to kwintesencja twórczości artysty, wielokrotnie powtarzającego pozbawione sztafażu widoki bezkresnych pól, rozlewisk, wrzosowisk i mokradeł. Z malarstwem Chełmońskiego, za którego kontynuatora jest uważany, łączy Rapackiego nie tylko sposób horyzontalnego komponowania obrazów, ale przede wszystkim kontemplacyjny stosunek do natury, wynikający z jej wnikliwej obserwacji, do czego zachęcał swych uczniów Wojciech Gerson w warszawskiej Klasie Rysunkowej.
Z Monachium, gdzie studiował w prywatnej szkole Friedricha Fehra w latach 1888-9, Rapacki wyniósł perfekcyjny warsztat, umiejętność realistycznej, ścisłej obserwacji oraz nasycanie obrazów treściami nastrojowymi, które od lat 90-tych przyjmują zabarwienie symboliczne. Widać to w prezentowanych Moczarach, „czystym” pejzażu o niezwykłej kolorystyce, który emanuje wszechogarniającym spokojem.
Tekst: Ewa Leszczyńska
Józef Rapacki (1871-1929) uczył się w Warszawskiej Szkole Rysunkowej, w krakowskiej SSP oraz w Akademii monachijskiej. Edukację uzupełniał podróżami po Europie. Ilustrował dla czasopism „Tygodnik Ilustrowany” i „Wędrowiec”. Wielokrotnie wystawiał swoje prace w Europie i w kraju. Należał do warszawskiej grupy „Pro Arte”. Był kontynuatorem myśli Chełmońskiego, nazywany „malarzem brzóz i liliowych wrzosów”. Większość życia poświęcił nastrojowym pejzażom.
„Wieczór (Moczary)” ukazuje rozlewisko, tuż po wschodzie księżyca, który jest jedynym ciepłym punktem w zimnej przestrzeni, nie licząc jego odbicia w wodzie. Obraz utrzymany jest w zawężonej gamie kolorystycznej, w której dominują błękity i granaty, poprzeplatane ciemną zielenią traw pośród moczarów. Artysta miał zaledwie dwadzieścia lat malując ten obraz.
Nad rozległymi moczarami wschodzi pomarańczowo-żółty księżyc, który nieśmiało odbija się w wodzie koloru nieba. Nie ma już wieczornej, barwnej łuny zachodu. Odblask słońca widoczny jest już tylko na tarczy księżyca. Ten z kolei przegląda się w tafli wody poniżej. Te dwa ostatnie ciepłe punkty na obrazie przyciągają wzrok pośród morza zimnych błękitów i granatów. Jaśniejszy odcień nieba nad linią horyzontu zdradza, że to jeszcze nie jest noc, a późny zmierzch. Moment, kiedy kształty wokół tracą kolory, a powietrze ochładza się coraz bardziej.
Opis obrazu:
Józef Rapacki nazywany był „malarzem brzóz i liliowych wrzosów”. Większość życia poświęcił nastrojowym pejzażom. Czytając jego życiorys można dość do wniosku, że był to niespokojny duch, ciągle poszukujący swojego miejsca. Uczył się najpierw w Warszawie, później w Krakowie, następnie w Monachium, po czym wrócił do Warszawy i podjął się prac zarobkowych jako ilustrator. Po skończonych studiach nieustannie podróżował po Europie. W 1907 roku, wraz z żoną przeprowadził się do podżyrardowskiej Olszanki na skraju Puszczy Mariańskiej, gdzie ostatecznie osiadł w zbudowanym przez siebie domu.
Opisywany obraz został namalowany na bardzo wczesnym etapie twórczości artysty, wówczas dwudziestoletniego. Zadziwiać może spokój i dojrzałość płynąca z pracy namalowanej przez młodego jeszcze malarza. Obraz nie jest przegadany, nie kokietuje dodanymi dla urozmaicenia kompozycji drzewami, lecącymi ptakami czy sztafażem. Malarz zdaje się mówić prawdę o widzianej przestrzeni. Prawdopodobnie malując, sam musiał stanąć w wodzie, zagłębić się w krajobraz wokół, poczuć chłód zmierzchu i doświadczyć wieczornej samotności na pustkowiu wśród moczarów.
Tekst: Sylwia Korczak
Literatura:
Galeria Rogalińska Edwarda Raczyńskiego, oprac. M.Gołąb, A.Ławniczakowa, M.P.Michałowski, [katalog wystawy w Muzeum Narodowym w Poznaniu, listopad 1997-marzec 1998], Poznań 1997, poz. kat.311-312.